Czerwiec
Ucieczka Rupiliusa Ślązaka
O księciu Rupercie XXVI niewiele dobrego można powiedzieć. Tyle, że to Piast. Wiadomo. Pono nawet praprawnuk cioteczno-stryjeczny Henryka Pobożnego, ale daleko mu było do cnót swego przodka, a wręcz mówiono o nim, że to hulaka, ancymon i łotr wszeteczny. Panował ów książę na zamku legnickim, a właściwie na jego ćwierci, bo reszta do brata starszego i znacznie zacniejszego należała. Ów książę Rupert, poza łotrowaniem wszelakim, alchemią i czarną magią się zajmował, a że i w tych arkanach nie wyróżniał się zanadto, ściągnął – jakim sposobem, nie wiadomo – do swej ćwierci zamku, znanego maga Rupiliusa Ślązaka, by ten mu wiedzy tajemnej udostępnił, która to jakoby księciu do czynienia dobra wśród swego ludu potrzebna była. Rupilius, szybko zwiedzaiwszy się o dwulicowości księcia i niecnych jego knowaniach, chciał umknąć z zamku, jednak nic z tego nie wyszło. Osaczony przez knechtów Rupertowych, został w wieży zamkowej uwięziony, a widmo głodu, jak i długotrwałego reumatyzmu, zawisło nad czarodziejem. Ale nie docenił książę Rupiliusowych zdolności. Ten oto, za pomocą ukrytych talizmanów, demonów światła naściągał bez liku, które otoczywszy wieżę aurą magiczną, przemieniły ją w gwiezdny korab, przy okazji harmider wielki czyniąc na dziedzińcu. A to budowle zaczęły przeistaczać się w ciała lepkie i kleiste. A to kule dziwne unosić się nad zamkiem poczęły. A to bramy do innych wymiarów pootwierały się tu i tam. Wszystko to w zawierusze, błyskach i grzmotach okrutnych.
Sam Rupilius umknął zaś do Czech na zamek Trosky. Tam przez dziesięć lat bawił… aż słuch po nim zaginął.