Wrzesień
Miasteczkolot kupców śledziowych
– No nie, Panowie, to trzeba jakoś inaczej poukładać, tak obok siebie nie może być. Młynarz, Ignacy Kowal, miejscowa „złota rączka” coś rozrysowywał na pergaminie, a kupcy śledziowi spoglądali mu z zaciekawieniem przez ramię.
– A czy aby na pewno poleci?
– Poleci, poleci.
– A czy aby doleci do Bałtyku?
– A co ma nie dolecieć? Doleci, doleci.
Kupcom oczy zaświeciły się radośnie, a na obliczach zagościły uśmiechy. Spojrzeli po sobie, potakując głowami z powagą.
Ich kupieckie umysły już przeliczały, ile to kup grosza zaoszczędzą na transporcie, kiedy to sami do Szczecina po śledzie latać będą, z domów swych się nie ruszając.